Wakacje to czas pewnego rozprężenia. Nawet, jeśli nie urlopujemy przez cały lipiec i sierpień (och! Któż by o tym nie marzył!), to i tak podświadomie dajemy sobie więcej luzu.
Częściej „wychodzimy na miasto”, spotykamy się ze znajomymi, a to zwykle dzieje się przy współtowarzyszeniu różnego rodzaju napojów, w tym wyskokowych, jak kolorowe drinki i zimne piwo; oraz delektacji letnich rarytasów, jak gofry z bitą śmietaną, polewami (zwykle sztucznymi) i posypkami (jeszcze sztuczniejszymi), lodów, często gęsto bardzo sztucznych, a w najlepszym wypadku rzemieślniczych z mleka UHT, plus barwniki, wzmacniacze smaku, cuuuuuukier i jego jeszcze gorsi współtowarzysze – rakotwórcze słodziki (aspartam i ascelufan k).
To na deser, a na kolację? Fish&Chips smażone na byle jakim oleju wielokrotnie używanym i do tego w tzw. głębokim tłuszczu.
Mogłabym tak wymieniać jeszcze bardzo długo, ale wydaje mi się, że główną myśl przekazałam.